Recenzja filmu

Menu (2022)
Mark Mylod
Ralph Fiennes
Anya Taylor-Joy

Kuchenne rewolucje

Film twórców obsypanej nagrodami "Sukcesji" to zaledwie przystawka. I choć bawimy się dobrze, odchodząc od stołu czujemy niedosyt. Być może lepszym formatem dla tej historii byłby serial. Jeśli
Kuchenne rewolucje
Kulinarni celebryci to nie tylko wyrobnicy sprawnie władający nożem. Jako wirtuozi smaku pokazują nam, że gotowanie to sztuka nie mniej wysublimowana niż XVII-wieczna japońska poezja czy malarstwo niefiguratywne. Taką osobą bez wątpienia jest chef Slowik (Ralph Fiennes) – kucharz obdarzony charyzmą Gordona Ramsaya i talentem gawędziarskim Roberta Makłowicza. W swoim fachu osiągnął już wszystko, co było do osiągnięcia, osiadł więc na odosobnionej wyspie, gdzie oddaje się swej pasji, do perfekcji doprowadzając kolejne receptury i łechcąc podniebienia szczęśliwców, którzy mogą sobie pozwolić, by za kolację zapłacić 1250 dolarów (od osoby).


Niektórzy smakosze, jak Tyler (Nicholas Hoult), za stolik w jego restauracji daliby się pokroić. Dla innych możliwość stołowania się u mistrza to sposób na pochwalenie się statusem materialnym (milioner i jego żona, czyli Reed Birney i Judith Light) lub wpływami w branży (grana przez Janet McTeer krytyczka kulinarna). Niestety tym razem wśród gości trafia się czarna owca – osoba, na której nabożna cześć, z jaką traktowany jest Slowik, nie robi wrażenia, gotowa podawać w wątpliwość jego wizjonerstwo, a nawet zgłosić reklamację. Obecność Margot (Anya Taylor-Joy), towarzyszki Tylera, wytrąca Slowika z równowagi. Jej asertywność i prostolinijność mogą bowiem zniweczyć perfekcyjny plan szefa kuchni. A na ten wieczór przygotował on coś, czego goście nie zapomną do końca życia.

Być może nadmiar władzy i pieniędzy wpływa ujemnie na instynkt samozachowawczy. Większość gości nie pamięta o złotej zasadzie, by nie zadzierać z osobami odpowiedzialnymi za nasze jedzenie. Na ich nieszczęście Slowik nie zamierza postępować wedle reguły klient ma zawsze rację. Tarcia między dwiema grupami – zblazowanymi smakoszami a funkcjonującą w wojskowym drylu ekipą kucharzy – są nie tylko źródłem wielu komicznych sytuacji, ale i przyczynkiem do celnych obserwacji dotyczących choćby realiów pracy w sektorze usług. Wszyscy obrywają po równo: kucharze tworzący dania, które bardziej niż jedzenie przypominają instalacje artystyczne, krytycy opisujący doznania smakowe wyłącznie za pomocą wyszukanych metafor, koneserzy poszukujący coraz bardziej egzotycznych potraw. Ich koegzystencja napędza konsumpcjonizm. Na szczycie tego systemu stoi on: wypalony geniusz. Biada nam, jeśli postanowi się zemścić. 


"Menu" to metafora walki klas, a przy okazji dobrze doprawiona satyra. Czuć w niej rękę pełniącego obowiązki producenta Adama McKaya. Grany przez Ralpha Fiennesa Slowik jak ryba w wodzie odnalazłby się w świecie "Big Short" czy "Nie patrz w górę". To człowiek świadomy absurdu sytuacji, w jakiej się znalazł, ze słabością do mentalnego ekshibicjonizmu. Oczekujące spektaklu towarzystwo zapewne spodziewa się wzruszającej opowieści o amerykańskim śnie, ale tego wieczoru szef kuchni serwuje zwierzenia o dzieciństwie w dysfunkcyjnej rodzinie i przyznanie się do molestowania podwładnej. Można je zagryźć daniem o wdzięcznej nazwie "Porażka" i popić wykwintnym winem z wyczuwalnymi nutami rozpaczy i żalu. 

Niestety jedynymi pełnowymiarowymi bohaterami są Slowik i skrywająca tajemnicę Margot. Choć "Menu" to komedia charakterów, w której nie brakuje oryginałów – poznajemy choćby popadającego w zapomnienie aktora (John Leguizamo), oddaną szefową sali Elsę (Hong Chau) czy utalentowanego, acz niedocenianego sous-chefa Jeremy’ego (Adam Aalderks) –  ich wątki zostały zaledwie muśnięte. Nie dane jest nam dowiedzieć się nawet, jakie są motywacje Tylera, a jest on przecież jedną z najważniejszych postaci. Z tego powodu trudno oprzeć się wrażeniu, że film twórców obsypanej nagrodami "Sukcesji" to zaledwie przystawka. I choć bawimy się dobrze, odchodząc od stołu, czujemy niedosyt. Być może lepszym formatem dla tej historii byłby serial. Jeśli duet Mark Mylod i Adam McKay zdecyduje się upichcić taką produkcję, pierwsza zrobię rezerwację.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '89. Absolwentka filmoznawstwa i wiedzy o nowych mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. Napisała pracę magisterską na temat bardzo złych filmów o rekinach. Dopóki nie została laureatką VII... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones